26 maja 2015

Po raz pierwszy

26 Maj- czyli moje święto po raz pierwszy.
Jak się zaczął?
Otwieram oczy,yyy znaczy najpierw słyszę płacz, to mój naturalny budzik nastawiony na godzinę około 4 nad ranem. Swoją drogą... kiedy on się naprawi i zacznie "dzwonić" tak o 9?! Bezlitosny budzik. Teraz otwieram oczy, widzę jak bujane łóżeczko lekko wzdryga na boki. Mały wiercipięta. Tata- człowiek głęboki sen, to jego przydomek. Opcje są dwie, albo ściemnia i udaję, że nie słyszy nocnego płaczu albo faktycznie śpi jak suseł. Obstawiam wersje numer jeden. Trzeba pomóc budzikowi, moim matczynym głosek mówię "wstaaaaaaaawaj". Zero reakcji. Czy on bierze jakieś tabletki nasenne?! No nic, trzeba Go potraktować lekko z łokcia. Reakcja natychmiastowa. Wstał. wyciągnął królewicza don Igora, utulił i położył obok mej piersi. I tak się właśnie wyłącza TEN ukochany budzik. Powinien spać, ale nie śpi, oczy jak pięciozłotówki i zaczyna się oracja. Wszystko okej, ale dlaczego teraz?! Czwarta nad ranem? No nic... wytrwale słucham tego niemowlęcego przemówienia, walcząc z zamykającymi się oczami. Teraz Ja wkraczam z kołysanką " Na Wojtusia z popielnika lalala....". Zasnął. Swoją drogą każdy by zasnął po około dziesięciu powtórzeniach bo znam tylko tą jedną jedyną. Dwie godziny drzemki, budzik znów się włącza, Zaczynamy dzień. Było jedzenie, była zabawa,było spanie, była wizyta z tatą u babci, były symboliczne kwiaty z okazji dnia mamy (oczywiście sprawka taty ♥), była super mama i był cudownie spędzony dzień w gronie rodziny.






Teraz ten dzień się kończy.
Don Igor śpi.
Tata śpi.
A mama idzie spać.
Dobranoc.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz